poniedziałek, 16 lutego 2009

AEON high quality near/midifield studio monitor - APS AUDIO









APS to firma założona wokół byłej ekipy TLCpro (to profesjonalna część TLC, Tonsil Loudspeaker Company), która zwróciła na siebie uwagę bardzo ciekawie wykonanymi monitorami AMS-1. Idea firmy wyszła z potrzeby większej swobody w projektowaniu sprzętu bardzo wysokiej, „światowej klasy jakości. I pierwszym jej produktem, od początku do końca, jest właśnie prezentowany monitor. Nie będę nikogo przekonywał do aktywnych głośników (chociaż testowane jakiś czas temu kolumny Avantgarde Acoustic Picco są kolumnami półaktywnymi i taka konstrukcja wyszła im tylko na dobre), bo wiem, że audiofil raczej nie wyrzeknie się możliwości zabawy ze wzmacniaczami, nawet jeśli tego rodzaju napęd jest gorszy od stosowanego w kolumnie aktywnej. I, prawdę mówiąc, naszym zamiarem było pokazanie najpierw pasywnej wersji recenzowanego tu urządzenia. Ponieważ jednak to jego pierwsze kroki po życiu prototypowym, więc nie do końca wszystko ma jeszcze pozapinane na ostatni guzik (inaczej niż w aktywnych Aeonach). W tym konkretnym przypadku podwykonawca nie wykonał na czas okleinowania skrzynek, a ponieważ trzeba było się zabierać do testu, jeśli miał się ukazać w numerze marcowym, poprosiliśmy o wersję aktywną.

Testując tego typu „narzędzia”, bo tym w istocie są monitory studyjne, należy pamiętać o kilku rzeczach, a przede wszystkim o tym, że projektowane są one do zupełnie innego otoczenia niż domowe. Reżyserka czy pomieszczenie w studiu nagrań ze stołem mikserskim są najczęściej mocno wytłumione. Stąd balans tonalny kolumn studyjnych jest mocno przesunięty w kierunku wysokich tonów. Co więcej – najczęściej znajdują się one dość blisko ścian i choć w instrukcji Aeonów wyraźnie się mówi, by nie wieszać ich płasko na ścianie, to najpewniej wielokroć tak się właśnie stanie. Koleją rzeczy uzyskuje się dość lekki bas, tak skrojony, aby nie wprowadzał podbarwień wywołanych wzmacnianiem niektórych częstotliwości przez blisko położoną, grubą i sztywną powierzchnię. Na szczęście jest to monitor studyjny i można ustawić wiele parametrów, w tym relatywny poziom wysokich i niskich tonów. I od razu powiedzmy, że korekta, którą wprowadziłem, była naprawdę spora, bo kopułkę ustawiłem na -1,5 dB oraz uaktywniłem układ podbicia basu – na 3 lub 6, w zależności od płyty. Jak pan Grzegorz Matusiak, jeden z konstruktorów, podkreślał, bez tego układu bas jest szybszy i czystszy – to prawda, jednak balans tonalny byłby wówczas zbyt „lekki” i tylko wykorzystując subwoofer, można z niego zrezygnować. A porównanie z innymi kolumnami jest o tyle proste, że można równolegle poprowadzić sygnał do APS-ów i osobnego wzmacniacza i kolumn. U mnie były to wspomniane Marcusy napędzane wzmacniaczem Lebena CS-300 oraz końcówką Thety (test w przyszłym miesiącu). Źródło to odtwarzacz Lektor Prime Ancient Audio i Unidisk 1.1 LINN-a. Przedwzmacniacz – preamp w Primie, Accuphase C-2810 oraz Audiolab 8000Q. Nieco uprzedzając wypadki, chcę powiedzieć, że kolumny lepiej zagrały z przedwzmacniaczem niż napędzane bezpośrednio z regulowanego wyjścia odtwarzacza. Być może jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest ich dość niska impedancja wejściowa (10 kΩ). W tym miejscu trzeba powiedzieć o ustawieniu Aeonów – instrukcja rekomenduje dokręceniu ich pod kątem 60 stopni względem siebie. Jako że są monitorami bliskiego i średniego pola, oznacza to, że będą stały dość blisko siebie.

ODSŁUCH


Tak ustawione kolumny produkują niezwykle koherentną i precyzyjną scenę dźwiękową. Momentalnie słychać, że mamy do czynienia z „narzędziem”, które nie podlizuje się nikomu, a po prostu stara się przekazać to, co jest na płycie. Wydaje mi się jednak, że za bardzo zawężamy w ten sposób scenę. Kolumny ostatecznie wylądowały więc tak, że tworzyły ze słuchaczem kąt ok. 80 stopni. Ponieważ odsłuchuję kolumny w polu średnim, więc były szerzej, niż to rekomenduje firma. W takim ustawieniu, płyta za płytą, Aeony potwierdzały pierwsze wrażenia – to bardzo dokładne kolumny, którym jednak daleko do analityczności rozumianej jako supremacja szczegółów nad ogółem. Tutaj, przy opisanych ustawieniach, mieliśmy precyzję, ale bez kliniczności. Do czegoś takiego można się szybko przyzwyczaić i to jest dźwięk, który osobiście cenię najwyżej. Tak grają Marcusy i Wilson Audio WATT/Puppy 8. Musi być przy tym zapewniona też dobra barwa, bo bez niej największa precyzja jest jak niewypełniony komiksowy kontur – są amatorzy takiej „rzeczywistości”, jednak ma ona niewiele wspólnego z realnością.

Odsłuch rozpocząłem od nowej, znakomitej płyty ze stajni LINN-a „La Trompette Retrouvée” (LINN Records, CKD 294, SACD/HDCD). To tylko trąbka i fortepian, ale za to jak wiele muzyki. Nagranie jest ultra-purystyczne i to przy nim dość szybko ustaliłem położenie regulatorów z tyłu kolumn. Płyta zabrzmiała bardzo dobrze – po początkowej, nieco lekkiej prezentacji, z podkreślonym przełomem średnicy i góry, po korekcie, miała bardzo klarowne brzmienie, z zaznaczonymi detalami zarówno barwy, jak i dynamiki. Od razu słychać było, że Aeony są bardzo precyzyjne. I chociaż autoprezentacja na tle produktów wysokiej kultury przynosi wiele chwały, to mnie wiele uciechy dostarczają płyty z muzyką elektroniczną – ot, taki plebejski gust. I tak właśnie było i tym razem. Aeony zrobiły na mnie największe wrażenie przy odsłuchu płyty De Vision „6 Feet Underground” (BMG 609522, CD) z mocną, elektroniczną muzyką, w duchu depeszowskim z okresu „Violatora”. Dźwięk był dynamiczny i z dobrą rozdzielczością pomimo wyraźnych wad realizacyjnych; mam tu na myśli sporą kompresję i brak wypełnienia struktury dźwięku. Ważne jednak, że chociaż Aeony dysponują wrodzoną precyzją, to jednak nie zniechęciły do słuchania, a wręcz przeciwnie – pokazały, ile rytmu i czadu potrafią oddać. A w lirycznych momentach pochyliły się delikatnie nad słuchaczem i mruczały mu do ucha. Może z tym mruczeniem trochę przesadzam, bo bas nie był specjalnie nasycony, jednak jeśli nie było to pomrukiwanie króla bengalskiej dżungli, to jakiegoś mniejszego kota na pewno.

Przy analogowych nagraniach (chodzi o rejestrację i miks) z singla „Feelin’ The Same Way” Norah Jones z jej pierwszej płyty (Blue Note/EMI 51314, CD) kolumny zabrzmiały jeszcze lepiej. Właśnie przy tego typu produktach słychać, co się da wyciągnąć z tej nieco już zapomnianej techniki. Płyta zabrzmiała bowiem spójnie i ładnie, ale nie była zlepiona. Zero mulistości, ograniczeń w rozdzielczości – i (o czym potem) spowalniania czy zlepiania poszczególnych dźwięków, jak to się czasem zdarza nawet w dobrych kolumnach (cień tego typu zachowania na basie miałem przy A.D.A.M.-ach HM2). Z APS-ami dźwięk nigdy nie będzie ocieplony, a przez to podbarwiony. Wpływ ma na to dość mocne przetwarzanie wyższej średnicy. Nie jest ona wyostrzona ani jaskrawa, jednak energia tego zakresu jest spora. Już wcześniej słyszalne, ale teraz genialne, były wszelkie elementy reprodukcji dźwięku związane z rozłożeniem źródeł pozornych. Dostajemy perfekcyjnie zakotwiczone, konturowe instrumenty i głosy. Żadnego drgania skrajów panoramy czy rozmycia. Także elementy w przeciwfazie, jak gitary z nagrania „I’ll Be Your Baby Tonight” ze wspomnianego singla, były solidne, mocne, a przecież zawieszone obok słuchacza.

Bardzo dobra jest też dynamika – ale tego można było się spodziewać. Także bas i stopa, pomimo że bez niskich zejść, są prowadzone bardzo dynamicznie i mają wyraźne brzmienie. Znakomicie pokazały to stare (ale jare) nagrania z najnowszej, bardzo dobrze zremasterowanej płyty Vana Morrisona „At The Movies – Soundtrack Hits” (Exile/EMI 84224, CCD?), gdzie kolumny zabrzmiały w porywający sposób, dobrze oddając intencje ludzi z remasteringu. Najlepiej wypadły nagrania live – miały dużą scenę dźwiękową i bardzo sugestywną dynamikę. Duże wrażenie robił również dźwięk fortepianu z niesamowicie pod tym względem wymagającej płyty z suitami Conclona Nancarrowa „Piano Players 3” (MDG 645 140 3-2, CD), na której zarejestrowano dwa duże, koncertowe fortepiany napędzane mechanizmami Ampico z perforowanymi taśmami. Nancarrow to kompozytor, który atak, dźwięczność ceni w dźwięku najbardziej. Stąd jego fortepiany są preparowane i synchronizowane razem, tak, aby dawały ponad 120 uderzeń na minutę. Aby to poprawnie odtworzyć potrzebna jest dynamika, precyzja, dźwięczność i coś, co się nazywa „pitch”, czyli zdolność do oddania dokładnie tej wysokości dźwięku co trzeba, bez jego modyfikacji. Aeony zrobiły to świetnie, znacznie lepiej niż jakiekolwiek znane mi w tej cenie połączenie kolumn pasywnych i wzmacniacza.

I tak dochodzimy do kompromisów – te są zawsze, a Aeony to ostatecznie niedrogie kolumny. W kategoriach audiofilskich, gdzie trzeba by ich cenę podzielić między wzmacniacz (jakieś 1500 zł) i kolumny (3000 zł) trudno będzie znaleźć jakiś pasywny ekwiwalent. Po prostu, mając wyznaczony pełen pułap finansowy, nie wszystko da się osiągnąć. Są jednak elementy, które odróżniają te kolumny od innych rozwiązań. Najważniejsze są dwa. Pierwszy z nich wiąże się z jakością wysokich tonów. Te są znakomite, jednak kopułka SEAS-a jest lepsza niż tutaj. Znam TDA z różnych aplikacji, także ze wzmacniacza Audio Aero Prima (test w tym miesiącu) i zawsze brzmią tak samo – jeśli nie są zaokrąglone, to mają w dźwięku nieco piasku i nie są tak rozdzielcze jak układy dyskretne. I w tym wypadku słychać to szczególnie, ponieważ nie dość, że przetwornik jest wybitny, to jeszcze niczego nie ukrywa. To z kolei prowadzi do drugiej sprawy, a mianowicie głębi sceny. W praktyce realizatorskiej to nie jest specjalnie admirowany element i często przeżywam poważny szok, słysząc genialne nagrania i wiedząc, na jakich kolumnach je przygotowano. W każdym razie, APS-y nie pokazują bardzo głębokiej sceny. W tej dziedzinie kolumny w rodzaju ESA Triton 1 czy nawet B&W CM1 radzą sobie lepiej. Także kobiece wokale są pokazywane dość lekko, panie nie wychodzą ku nam przed linię kolumn. A przecież płyty LINN-a z Barb Jungr czy Madeleine Peyroux z płyty „Careless Love” tak właśnie zrealizowano.

BUDOWA

Kolumny swarzędzkiej firmy APS Aeon to aktywny, dwudrożny monitor typu bas-refleks. Jest duży i bardzo ciężki – zarówno dzięki wzmacniaczowi na tylnej ściance jak i bardzo solidnej skrzynce. Obudowę wykonano z płyt MDF polakierowanych na półmatowy, czarny kolor. Przednia ścianka jest dość szeroka, a to dlatego, że głośnik niskośredniotonowy ma spore rozmiary. Jest to 20-cm jednostka z niepowlekaną, papierową membraną, solidnym, odlewanym koszem i sporym magnesem. Głośnik przygotował SEAS na specjalne zamówienie APS i według planów dostarczonych z Polski. Górę obsługuje kopułka SEAS-a. W opcji są dwa głośniki – z membraną jedwabną i tytanową. Do testu dostaliśmy tę drugą. I – bum! To ten sam, fenomenalny głośnik, który w swoich produktach stosuje firma Harpia Acoustics (i nie tylko, bo i Joachim Gerhard, i inni), a który gra także w używanych przeze mnie Marcusach. Na przedniej ściance znalazły się też dwa niewielkie wyloty bas refleksu. Mają one bardzo ładnie wyprofilowane wyloty, będące częścią przedniej ścianki. Wygląda to naprawdę dobrze. Kolumna jest dość masywna i przysadzista, jednak zaokrąglone krawędzie przedniej ścianki oraz dylatacja między nią i resztą obudowy sprawiają, że całość wygląda po prostu solidnie.

Elektronika znalazła się na tylnej ściance, w całości zamontowana na sztywnej, stalowej (chyba) płycie. Nie znajdziemy tam radiatorów, a jedynie otwory wentylacyjne. A to dlatego, że radiator przykręcono do płyty, która stanowi przez to część układu chłodzącego. Wymusiło to zamknięcie tylnej strony głośnika płytą MDF, ale to i dobrze – lepiej, kiedy elektronika znajduje się z daleka od głośników. Jak przystało na monitor studyjny, mamy możliwość ingerencji w kilka parametrów: czułość wejściową (w zakresie 30 do – 10 dBV, poziom wysterowania głośnika wysokotonowego (-5/-3/-1,5/-1/-0,5/0,5/1,5/3 dB) oraz podbicie basu (-15 do 6 dB, odłączane małym przełącznikiem hebelkowym). Można też odłączyć żyłę ochronną w kablu zasilającym i otworzyć pętlę masy (likwidując ew. brum). Wejście liniowe zrealizowano, montując bardzo ładne gniazdo typu combo Neutrika – można wpiąć kabel z wtyczką typu cannon i duży jack. Jest też wyjście liniowe (przelotka). Obydwa gniazda są złocone, a regulatory to nie tanie i badziewne potencjometry, a bardzo ładne, hermetyczne przełączniki.

Wzmacniacze i układy wejściowe zmontowano na dwóch płytkach. Z wejścia sygnał biegnie do układów scalonych NE5532 oraz Burr-Browna OPA2134. Także układy korekcji poszczególnych sekcji wykonano na tych scalakach. Użyto bardzo dobrych układów biernych – bardzo ładnych, metalizowanych, precyzyjnych oporników i kondensatorów WIMA. Wzmacniacze zmontowano na osobnej płytce, przykręconej na wspornikach do radiatora. Tę część zmontowano w technice SMD. Część niskotonowa oparta jest na bipolarych tranzystorach Toshiby (2SA1943+2SC5200) i wygląda, że jest w całości zbalansowana (tutaj m.in. bardzo ładne oporniki Dale). Inaczej sekcja wysokotonowa – tutaj mamy układ scalony TDA7294. Ładnie wygląda zasilacz, z dużym, toroidalnym transformatorem (z zalanym żywicą środkiem). Szkoda tylko, że wychodzi z niego tylko jedno uzwojenie wtórne, z którego napięcie dzielone jest na poszczególne sekcje. Wspomnijmy jeszcze, że o aktywowaniu kolumny informuje podświetlane na niebiesko logo na przedniej ściance.

żródło HIGH Fidelity


TEST i OPIS ze strony http://www.e-muzyk.net.pl/content/view/43/34/
APS Spanily AEON - aktywne studyjne monitory bliskiego i średniego pola w konfiguracji 8" + 1"
30.07.2007.

ImageNo i mamy nareszcie coś, z czego możemy być dumni! Nie przesadzam, monitory APS Aeon to produkt zasługujący na najwyższe uznanie, bez względu na cenę i miejsce produkcji – a przecież oba te “parametry” są niezwykle przyjazne i bliskie każdemu z nas.

Przemysław Ślużyński i Arkadiusz Namysłowski

***

Image

Przemysław Ślużyński

Monitory AMS-1, produkowane we Wrześni przez firmę TLC są już przeszłością. Obecnie konstruktorzy pracują na własny rachunek i bez żadnych ograniczeń realizują swoje koncepcje. Wizyta w “fabryce” przekonuje o bezkompromisowym podejściu do sprawy – badania, testy, pomiary; te monitory nie są dziełem przypadku. Aeon to zestawy raczej średniego niż bliskiego pola, ośmiocalowe głośniki niskotonowe i solidna obudowa to po prostu wyższa półka niż na przykład popularne jamaszki i konkurenci w zakresie “do dwóch tysięcy”. Głośniki produkowane są przez norweską firmę Seas na specjalne zamówienie, dokładnie według wytycznych panów ze Swarzędza pod Poznaniem. Głośnik niskotonowy jest papierowy – wbrew pozorom ma to bardzo duże znaczenie, o czym przekonaliśmy się podczas testów odsłuchowych. Można nabyć dwie wersje zestawów – z jedwabna lub metalową (tytanową) kopułką – ja zdecydowanie wolę jedwabną, choć różnice w brzmieniu nie są bardzo duże. Obudowa jest większa niż “poprzedników” AMS-1 - tamta była adaptacją obudowy od subwoofera, ta jest wynikiem dokładnych obliczeń i testów. Obudowa wykonana jest z grubych płyt i może być wykonana w dowolnym kolorze. Ciekawym rozwiązaniem są aluminiowe rury bass-reflex. Elektronika też wykonana jest bardzo porządnie – cały układ elektroniczny umieszczony jest w oddzielnej komorze, a nie wspólnie z głośnikami, wzmacniacz niskotonowy wykonany jest na elementach dyskretnych i ma “prawdziwe” 150 watów, wzmacniacz wysokotonowy z układem scalonym ma “tylko” 75 watów – razem powoduje to, że mimo najszczerszych chęci diód wskazujących przesterowanie nie udało mi się w czasie testów zaświecić. Częstotliwość podziału wynosi 1,5kHz – niby nisko, ale zaręczam, nic nie słychać, a charakterystyka częstotliwościowa jest tak płaska, jakby powstała w programie graficznym! Tył jest gładki i płaski, żadnych ostrych krawędzi czy radiatorów, wystają tylko przełączniki. Tak – przełączniki - czułość, poziom wysokich i aktywna regulacja basu zrealizowane są na przełącznikach, wszystkie pozycje przełączników są w wytwórni testowane i kalibrowane, a monitory parowane. Wejście symetryczne typu combo z możliwością odłączania masy połączone jest z wyjściem XLR. Dobra, podłączamy i słuchamy!

Image

Test się opóźnił – z mojej winy. Po pierwsze chciałem się osłuchać, a po drugie zaraz potem pojechałem w Bieszczady na rower. Już przed wyjazdem umówiliśmy się na poważne testy odsłuchowe w MM Studio - “wyszabrowaliśmy” od Joachima Haflery TRM-8, od Mirona ADAMy A7, a ja “zabezpieczyłem” nieśmiertelne NS-10 oraz JBL 4410, w sobotę rano przywiozłem Matizem ze Swarzędza drugą parę Aeonów z tytanowymi gwizdkami, podłączyliśmy to wszystko pod niezależne wyjścia interfejsu Pro-Tools 96I/O, wyrównaliśmy poziomy głośności i... rozpoczęliśmy grabowanie testowych utworów z płyt - każdy z słuchających trochę ich przytargał, a sesja testowa miała “tylko” 6GB.

Image

Już wcześniej miałem pewien obraz sytuacji – pracowaliśmy w końcu na tych monitorach prawie miesiąc, porównując je z NS-10. Przy produkcji reklam było ciężko – nowoczesne reklamy są tak “dopalone”, że szczegółowość Aeonów drażniła i wręcz uniemożliwiała “przymknięcie oka” na wypuszczane w mp3 produkcje – wszystko było słychać zbyt dobrze. Na szczęście głośniczek od 14” telewizora jako monitor referencyjny nie ujawniał żadnych anomalii, więc stosując zasadę “głośność ponad wszystko” podczas zgrania przełączałem się po prostu na “jamaszki”. Muzyka to jednak coś trudniejszego, wymagającego od monitorów więcej, niż reklama telewizyjna – tam wystarczą mierniki. Umówiliśmy się więc na testy i... mamy parę wniosków.

Od dawna podobało mi się brzmienie monitorów Hafler TRM-8, dlatego chciałem porównać je z Aeonami. Przy okazji pożyczyliśmy “nowocześnie brzmiące” monitory ADAM A-7, a do porównania z “rzeczywistością” posłużyły jamaszki NS-10. Większość testowych utworów doskonale brzmiała na Haflereach – i nic dziwnego, to były raczej “niekiepskie” utwory. Pełny bas, szeroka panorama – dokładnie tak, jak zapamiętałem, i jak dobrze wiedzieli posiadacze takich monitorów, w liczbie dwóch obecni na testach. Przełączenie na Aeony (na razie z jedwabną kopułką) w pierwszej chwili powodowało grymas na twarzach - “jazgoczą”! Kolejne uwagi podały szybko - “po co ten wysoki środek?”, “za mało dołu”... Ale im dłużej słuchaliśmy, tym więcej obiektywnych wniosków zaczynało przebijać się do mojej świadomości. Zaczęliśmy od muzyki... powiedzmy “elektronicznej”, ze sporym udziałem “przetworzonych” barw. Na nagraniach Michaela Jacksona (Thriller i inne z tej płyty) ujawniły się pierwsze różnice, dzielące obecne na teście monitory niejako na dwie grupy – stare i nowe. Stare, czyli NS-10, Haflery oraz JBL4410 grały doskonale, idealnie, dokładnie tak, jak wszyscy wiemy, że brzmią produkcje Bruce Swediena i Quincy Jonesa. A na Adamach troszkę, a na Aeonach w całej pełni usłyszeliśmy “kliki” na każdej stopie i na każdym werblu! Symptomy doskonałego przenoszenia impulsów Aeony ujawniły już wcześniej – zniekształcenia na werblu czy wokalu słuchać było, zanim się pojawiły (na innych głośnikach). Szczerze mówiąc takich nagrań chyba bym nie wypuścił, tylko coś jeszcze tam grzebał – a przecież to były dobre nagrania! Jak twierdzi konstruktor, dobre przenoszenie impulsów to zasługa papieru w głośniku niskotonowym – plastik, polipropylen czy jak go tam zwać (w Haflerach i Adamach) tak nie umie. “Lepiej brzmiący” głośnik niskotonowy ma z kolei wady w postaci rezonansów – o ich likwidację dba dość skomplikowany filtr w układzie elektronicznym. Potem przyszły nagrania czysto akustyczne – fortepian, saksofon... i okazało się, że fortepian na testowanych głośnikach brzmi tak, jak powinien - “głowa w środku”, słychać było nawet kurz na płycie rezonansowej ;-). Saksofon również brzmiał naturalnie, tak jakby muzyk stał obok. “Stare” monitory odtwarzały akustyczne instrumenty całkiem inaczej – niejednokrotnie przyjemniej, ale niekoniecznie wierniej, Adamy to niestety nieco niższa półka, trochę jakby bez środka i ze sztucznym basem. Jak tak, to ja wgrałem swoje utwory – akustyczne, a jakże. Nie podobało mi się coś z tym dołem, w porównaniu do haflerów – w różnych utworach bas brzmiał różnie na tych dwóch monitorach – raz twardziej, raz bardziej miękko, jakby basista dodawał lub odejmował sygnał z przystawki przy mostku. Na szczęście wiem, ze Larry Taylor w tym konkretnym nagraniu gra na klasycznym precisionie i wiem, jak brzmi precision – nie ma przystawki przy mostku! I moim zdaniem właśnie APS Aeon oddaje wiernie bas (kurcze, w końcu gram na precisionie ponad dwadzieścia lat!) – różnice w “twardości” to zasługa Haflerów. Basu jest może trochę mniej, ale “schodzi” on bardzo nisko, a elektroniczne korekcja pozwala naciągnąć trochę prawa fizyki.

Wyraźne i wierne przenoszenie “środka” znajduje też wyraz w oddawaniu pogłosów i wybrzmień – nagrania Celine Dion brzmiały na Aeonach zdecydowanie “płynniej” niż na innych monitorach, powodujących nieco “skokowe”, “mniej płynne “kulejące” brzmienie. Również wybrzmienia “ogonów” były płynniejsze i dłuższe. To niestety nie musi być zaletą, bo może prowadzić do zmniejszania ilości pogłosu i innych efektów w nagraniach, zwłaszcza, jak decyduje niewprawny klient – a w domu pogłosu nie usłyszy. No, ale nikt nie twierdzi, że realizacja nagrań to łatwy kawałek chleba.

Image

[na zdjęciu od lewej: Piotr Mańkowski, Joachim Krukowski, Piotr Kubacki]

Przeprowadziliśmy też test “zgraniowy” - rzeczywista sesja jest dobrym testem wrażliwości monitorów na poziomy i korekcje poszczególnych śladów. Ciekawe, sesja testowa odtwarzana na Haflerach i Aeonach najmniej z testowanych nagrań różniła się brzmieniowo – nie wiem, czy to dobrze, czy źle, w końcu nie dostali się do finału Eurowizji ;-). Tak czy inaczej najmniejsze zmiany w barwie i proporcjach są doskonale słyszalne – a nie jest to oczywisty parametr monitorów studyjnych.

Różnice między kopułką metalową a jedwabną oczywiście istnieją, i są dokładnie takie, jakich się spodziewamy – góra jest twardsza i wyraźniejsza w metalowych. Oba rodzaje głośników mają rację bytu – mnie od tytanowej kopułki odstraszają jej rezonanse i konieczność i korygowania na drodze elektronicznej – a jedwabnej nie trzeba!

Każdych monitorów trzeba się nauczyć, a Aeony to prawdziwe, wręcz chirurgiczne narzędzie – i trzeba z nimi postępować bardzo ostrożnie! Słuchanie muzyki niekoniecznie musi być na nich przyjemne – więcej niż połowa testujących (w tym ja) do domu wybrałaby Haflery. Ale do pracy... ja zdecydowanie stawiam na APS Aeon. Słychać wszystko, czasem nawet za dużo. Czasem problemem może być podjęcie decyzji, co zostawić, co przepuścić, a czego naprawić się po prostu nie da i trzeba nagrać od nowa. Niestety – pracy może być więcej, bo więcej słychać – przy reklamach po prostu je wyłączałem i już, zgrane. Wzorcowe wykonanie, dbałość o szczegóły, testowanie każdego egzemplarza, parowanie, doskonały kontakt - no i na razie promocyjna cena! Tanie może one i nie są, ale będą droższe – warto jak najszybciej przynajmniej poważnie się zastanowić, a może umówić się na testy odsłuchowe? Tylko miejcie ze sobą kasę albo przynajmniej kartę kredytową!

Przemysław Ślużyński

***********************************

APS AEON - wrażenia odsłuchowe po teście.

Arkadiusz Namysłowski

Image

Jak wiadomo realizator nagrań w swojej pracy posługuje się przede wszystkim swoimi uszami. A raczej całym aparatem słuchowym, czyli bardziej tym co ma w środku, a nie tylko samymi małżowinami. To znaczy, że do prawidłowej pracy realizatora potrzebne są: ciche, wytłumione pomieszczenie i dobre monitory odsłuchowe. Wiadomo, że jeszcze jakiś system do zapisu dźwięku (analogowy lub cyfrowy), jakieś urządzenia do jego obróbki (hardware’owe lub software’owe) i odporność na „świetnie zorientowanych w temacie” zleceniodawców. Ale tym się nie będę w moim krótkim tekście zajmował.

A więc uszy i monitory. Uszami też się nie będę zajmował, bo nie są tematem tego wywodu.

A więc „odsłuchy”. No i tu się zaczynają schody. Właściwie schody są wszędzie, ale tu są dosyć strome. Jak wybrać odsłuchy? Czym się kierować? Profilem pracy danego studia? Warunkami akustycznymi jakie w nim panują? A może ceną?... nie wiem... Właściwie wiem! Dobrocią, a może nawet dobrością (neologizm) monitorów. Spróbuję Wam wszystkim udowodnić, że wyżej wymienioną cechę posiadają AEON’y.

Chodzi o to żeby głośnik (znaczy cała kolumna, czyli zestaw głośnikowy) reprodukował dźwięki takimi, jakie one naprawdę są. Bo co z tego, że ktoś się postara i nagra gdzieś prawdziwego Stainway’a skoro potem w naszym miksie zabrzmi on jak słaba próbka z taniego albo darmowego samplera. A tak się może stać jeżeli nasze decyzje o dodaniu korekcji będą podyktowane użyciem kiepskich monitorów odsłuchowych.

Dobra, do rzeczy. APS’y dostaliśmy (MM Studio) już jakiś czas temu. Żeby posłuchać, sprawdzić, wyciągnąć wnioski, porównać, nauczyć się i ewentualnie się zakochać. No i sobie stały. Po cichu powiem, że odpalałem je częściej niż Przemek, bo on jest dość radykalnym Yamahowcem N10M Studio. Ja też jestem Yamahowcem, ale nie do bólu. Może dlatego, że w „biznesie” jestem krócej... a może dlatego że jestem młodszy. Ale jedno z drugim się chyba łączy. W każdym razie odpalałem częściej. Pewnie też dlatego, że świetnie pamiętam poprzednią konstrukcję teamu z APS o nazwie TLC (wtedy jeszcze Tonsil). Pamiętam i nadal mam kontakt, bo za moimi namowami kupił je Doniu i do dziś używa w swoim studiu, a że robiłem mu dwie płyty to też używałem.

No więc APS były włączane i robiłem na nich reklamki, a jak nie robiłem reklamek to słuchałem muzyki. Nawet zrobiłem jeden hip-hopowy miks. Ale cały czas nie wiedziałem czy to jest dobrze. Pierwsze wrażenia były takie, że mają trochę za mało środka. Tego charakterystycznego dla Yamaszek 1,5 kHz. Na wykresach jest płaska kreska od 20 Hz do 20 kHz. To niby dobrze, ale jakoś za dobrze.

APS zaprosił nas do siebie żeby udowodnić, że ta płaska kreska to nie żarty. I właśnie tam narodził się pomysł żeby w „eMeMie” urządzić taki mały test odsłuchowy APS. Każdy z zainteresowanych przyniósłby muzykę którą zna i by powiedział czy fajnie czy nie fajnie. Zainteresowani: Joachim Krukowski, Przemek Ślużyński, Piotr Kubacki, (na moment, ale był) Piotr Mańkowski, Dominik Bukowski, Radek Barczak i ja Arek Namysłowski.

Image

[na zdjęciu od lewej: Joachim Krukowski, Piotr Kubacki, Arek Namysłowski, Dominik Bukowski, Piotr Mańkowski]

Wymyśliliśmy sobie, że będziemy porównywać brzmienie kilku zestawów monitorów. Udało się ściągnąć: Haflery, Adamy A-7, APS z jedwabną kopułką (te mieliśmy), APS z tytanową kopułką (te dowieźli), oczywiście Yamahy NS 10 M i JBL 4410 (te dwa ostatnie są na wyposażeniu MM Studia). Na dzień testu wybraliśmy sobotę 2 czerwca. Około 12 wszyscy zaczęli się powolutku zbierać. Głośniki podłączone, muzyka wgrana do komputera, można było zacząć odsłuch. Już na samym początku okazało się, że właściwie będziemy porównywać tylko Haflery i APS. Adamy A-7 zostały skreślone i uznane za najmniej profesjonalne (no... w końcu to inna cena i klasa), a Yamahy i JBL grały po swojemu i przewidywalnie i właściwie wszyscy wiedzieli czego się spodziewać. Walka Haflerów z APS trwała kilkanaście minut. Ja opiszę moje wrażenia. Nie będę pisał co stwierdzili moi zacni koledzy.

Do słuchania przyniosłem: Q-Tip’a (hip-hop), Ozzy Osbourne’a (wiadomo), Erica Claptona, Michaela Jacksona, Santanę, Van Halena i Tower of Power. Oczywiści utwory wybrane. Na początku wydawało mi się, że o niebo lepiej grają Haflery. No ten bas był GIGANTYCZNY, ale nie przytłaczający. Ja cię sunę! Szczególnie do hip-hopów. No tak ślicznie „łupały”, że aż miło. Jakoś tak mało środka... ale ten dół! Bajka! Góra też ładna. Tylko właściwie czy tak ma naprawdę być? Że „uśmiech dyskoteki” w monitarach studyjnych? Może być! Przecież ten DÓŁ!

Dwie kawy później...

APS chyba tak za bardzo jazgoczą. Środek taki za bardzo wyraźny... To znaczy, że Haflery go nie mają. Oj, to niedobrze. W APS dół też jest ale krótszy jakby i się tak długo nie ciągnie. Czyżby Haflery kompresowały dolne pasmo i lekko podbijały jakieś 100 do 130 Hz? Nieładnie! No i się zaczęło. Przyznaję, że zacząłem mieć mały bałagan w głowie. Potrzeba kawy i odpoczynku od dźwięków oraz wewnętrznego zastanowienia: co jest naprawdę istotne w monitorach studyjnych? Jak powinny grać?

Jak? No dobrze! Pełnym pasmem, bez kompresji, prawdziwie i szczegółowo. Wracam na dół i zaczynam słuchać od nowa. To niesamowite! Skubane APS’y takie naprawdę są! Grają tak jak powinny. Są niebezpiecznie bliskie utopii. Znaczy, że idealne (chyba, że nie znam znaczenia słów). Po tym „niepokojącym” odkryciu poszedłem znowu na górę i zrobiłem sobie kawę. Kolejną. Przecież nie może tak być, że co pięć minut zmieniam zdanie. Raz wariuję na punkcie Haflerów, a po pięciu minutach obdarzam szaleńczą miłością APS’y. Ja jestem jakiś rozchwiany emocjonalnie (tak sobie sam pomyślałem). Dokończyłem kawę, zszedłem na dół, ostatni „rzut ucha” na wszystkie pięć zestawów i postanowiłem opuścić zacne grono kolegów po fachu. Ja to muszę sobie przetrawić, przespać się z tym, pomyśleć na spokojnie w domu. No i pomyślałem!

O to właśnie chodzi!!! APS’y są mega dobre! Dźwięki przez nie reprodukowane są odzwierciedleniem rzeczywistości. Fortepian brzmi jak ten który słyszę uszami, a saksofon sopranowy gra obok mnie, a nie w głośniku. Wszystko brzmi jak powinno. No chyba, że realizator „da ciała”, albo jeżeli efekt „nieprawdziwości” jest zamierzony. Bardzo czytelne są szczegóły. Uderzające jest to, że słychać niektóre dźwięki, których w ogóle nie ma w Yamahach. Niektóre miksy zrobione na NS 10 M, po przesłuchaniu na APS, chciałoby się poprawić. I to świadczy o jednym. Mamy do czynienia z narodzinami kolejnej LEGENDY. Tak, nie boję się tego słowa. LEGENDY! APS to świetne monitory studyjne i cieszy przede wszystkim to, że konstrukcyjnie i koncepcyjnie to całkowicie polska produkcja. Ja zaczynam od teraz używać do wszystkiego. Yamaszek już raczej nie włączę.

Arkadiusz Namysłowski

***

Dane techniczne

• Moc: 150 W LF (wzmacniacz na elementach dyskretnych 2SA1943/2SC5200) + 70 W HF (wzmacniacz scalony TDA7294)
• Częstotliwość podziału: 1.5 kHz (nachylenie 24 dB/okt.)
• Pasmo przenoszenia: 30 Hz – 30 kHz +/-2 dB
• SPL w polu swobodnym @1 m: 108 dB (RMS), 116 dB (Peak)
• Zniekształcenia THD: 0.005 % – PO = 5 W, f = 1 kHz; 0.1 % max – PO = 0.1 do 50 W, f = 20 Hz do 20 kHz
• Odstęp od zakłóceń: 103.5 dB – ważony krzywa A, 101 dB – w paśmie od 20 Hz do 20 kHz
• Przełącznik czułości wejściowej: 30dBu, 22dBu, 15dBu, 9dBu, 4dBu, 0dBu, -3dBu, -10dBV
• Przełącznik poziomu kontrolera basu: -15dB, -12dB, -9dB, -6dB, -3dB, 0dB, 3dB, 6dB
• Przełącznik poziomu głośnika wysokotonowego: -5dB, -3dB, -1.5dB, -0.5dB, 0dB, 0.5dB, 1.5dB, 3dB
• Wejście: combo XLR/jack 1/4" TRS
• Wyjście „Loop Through”: XLR
• Zabezpieczenia głośników: limiter optyczny dla głośników nisko i wysokotonowego (sygnalizacja podświetleniem logo – zielony LED dla głośnika wysokotonowego, czerwony LED dla głośnika niskotonowego)
• Zabezpieczenia wzmacniaczy: Przeciwzakłóceniowe, termiczne, przeciwzwarciowe, przeciwprzeciążeniowe, odcięcie masy
• Wymiary: 420 × 27 × 36 cm
• Waga: 18 kg
• Cena promocyjna: 4600 zł / parę (do końca września 2007)
• Cena detaliczna: 1796 EURO / parę (od października 2007)

Zródło E-Muzyk wortal muzyczny. http://www.e-muzyk.net.pl/content/view/43/34/